Róż bije po oczach. Zapach dziecięcych, świeżo wypranych ubrań wali po nozdrzach z siłą tsunami. Pot kapie z umęczonych skroni Matki. Nikt nie powiedział, że będzie lekko. A tak miło kupowało się to, co kusiło dziewczęcym kolorem, różnobarwnymi metkami, miniaturowymi rozmiarami i całą otoczką niemowlęcego uroku. Przedstawiam historię naszych ubranek w rozmiarach 50-68 i ich ewolucję przypominając, że pisklę wciąż czeka na okres wylęgania, a użytek wyżej wymienionych przewidziany jest na czas, który zacznie się za około miesiąc…

Na początku był shopping. Matka i Babcie dokładały wszelkich starań, żeby garderoba Pisklęcia była wyjątkowa i jak najbardziej chwytająca za serce. Serce wygrywało nierówną walkę z rozumem, który podpowiadał, że pisklęta rosną szybko i nie potrzebują za wiele upierzenia… Serce za nic miało ceny, ilość ubranek czekających już w domu i wykorzystany z nawiązką limit na karcie. Rozum drżał z trwogi. Shopping na szczęście dobiegł końca.
W odpowiednim momencie przed wykluciem się Pisklęcia wypada pomyśleć o praniu. Surowa segregacja. Czterdzieści stopni. Płyn do prania dla niemowląt. Płyn do płukania z wszechobecnym ostatnio napisem Sensitive. Podwójne płukanie. Dziewięć wsadów bębna pralki, kilka dni, zapchany odpływ, wizyta fachowca, zapchany odpływ, Szefuncio zostaje bohaterem w swoim domu, odpływ naprawiony, można prać dalej. Umęczone ręce Matki od ciągłego biegania od pralki do suszarki. Udało się. Wszystko wyprane! Pełnia szczęścia… Wróć! Złośliwy los zamachał Matce paluchem przed nosem, uśmiechając się z pobłażaniem: „Prasowanie – moja droga, to dopiero będzie zabawa!”.
Matka, niezrażona, z pewną dozą optymizmu, zaczęła przygotowywać ubranka do powszechnie znienawidzonego prasowania. Jedna miska, druga, trzecia, dziesiąta… z każdą następną optymizm stygł, aby zaraz zawrzeć za sprawą temperatury żelazka i buchającej z niego pary.
Śpiochy, body i pajace przewijały się taśmowo przez żółtą deskę do prasowania. Para – buch, żelazko – w ruch. Niezliczone ilości TVN-owskich Ukrytych Prawd czy innych Szpitali były naocznym świadkiem znoju Matki, której po 5 godzinie prasowania zaczęły omdlewać ręce. Dzień roboczy dobiegł końca, aby rozpocząć się ponownie kolejnego ranka. Łącznie – 10 godzin przy desce. Dnia drugiego Matka miała ochotę wykląć wszystkie pieski i króliczki nadrukowane na pieluchach. Pieluchach w ilości sztuk 35. Już nie były takie urocze. Były pomiotem szatana, który podkusił Matkę do kupienia ilości prawie że hurtowych, bo przecież pieluchy przydadzą się zawsze i wszędzie.
Wyprasowane ciuszki lądowały na stacji segregacyjnej. Wymagały jeszcze poukładania rozmiarami, poskładania i ułożenia w szafie. Tego Matka oczekiwała najbardziej, jednak optymizm zdążył już ulecieć w siną dal, razem z parą z żelazka…
Kolejna stacja, no któż by pomyślał, że Matka będzie tu taka zorganizowana, segregacja, indeksowanie, istna inwentaryzacja! Małe na górze, większe na dole, składanie, dresiki razem, odświętne sukienki wędrują na wieszaki… Matka wyprasowała 104 sztuki ubranek dziecięcych. Do tego jeszcze pieluchy, ręczniczki, pościel. Inwentaryzacja wykazała, że razem z ubrankami, które wyprasowała Babcia, Pisklę ma 159 sztuk ciuszków do rozmiaru 68. Nie licząc rajstopek, skarpetek, bucików… To prawie jak Matka! A może i jeszcze lepiej! Shopping is over.
Szafa, wcześniej niezorganizowana, nabrała nowego blasku, Z dumą przyjęła w swe czeluści pachnące ubranka, prezentując je chętnie wszystkim odwiedzającym.
Matka kilkakrotnie przeorganizowywała położenie poszczególnych typów ciuszków, aby było jej wygodnie wyciągać najbardziej wzięte ciuszki, gdy przydarzy się sytuacja awaryjna.
Pewnego pięknego dnia, kiedy Matka w przypływie hormonów ciążowych nie mogła spać od 6 rano i wstąpiła w nią nowa doza optymizmu, postanowiła nawet poskładać rajstopki, skarpetki, śliniaczki, czapeczki, buciki i rękawiczki tak, żeby prezentowały się jak w najpiękniejszej dziecięcej szafie. Pomijając aspekty praktyczne i wszelki zdrowy rozsądek.
A morał z tego taki… Matki są strasznie głupie. Potrafią poświęcić dobę (!) swojego życia, wynajdując sobie czynności, których nie muszą robić, a przynajmniej nie w aż tak czasochłonny sposób. 
Wynagradza im to jednak dumna, pękająca w szwach

Nasza Szafa.

(function(i,s,o,g,r,a,m){i[’GoogleAnalyticsObject’]=r;i[r]=i[r]||function(){
(i[r].q=i[r].q||[]).push(arguments)},i[r].l=1*new Date();a=s.createElement(o),
m=s.getElementsByTagName(o)[0];a.async=1;a.src=g;m.parentNode.insertBefore(a,m)
})(window,document,’script’,’https://www.google-analytics.com/analytics.js’,’ga’);

ga(’create’, 'UA-92187595-1′, 'auto’);
ga(’send’, 'pageview’);

Cieszę się, że tu jesteś i że interesują Cię moje treści! Bądź na bieżąco i:

- polub moją stronę na Facebooku TUTAJ
- dołącz do mojej grupy Zadbane i zaradne mamy :)
- śledź kadry z naszego życia i moje kulinarne poczynania na Instagramie TUTAJ
- inspiruj się ze mną na Pinterest TUTAJ
- A jeśli jesteś lub chcesz zostać użytkownikiem Thermomixa, koniecznie śledź mój Thermomixowy profil Magda M. i TM TUTAJ