Bajkowe urodziny z motywem kucyków Pony
Dziś nasza córeczka kończy trzy lata! TRZY! Pamiętam ekscytację związaną z organizowaniem pierwszych urodzin, starania przy szykowaniu drugich (a były konkretne, bo zdecydowałam się na przygotowanie mega wyżerki, a byłam już w ciąży), ale dopiero trzecie zostały prawdziwie docenione przez jubilatkę. I dla takich chwil właśnie warto planować, szykować, gotować i wymyślać. Zachwyt dziecka to największa nagroda jaką może dostać rodzic. Maja od jakiegoś czasu lubi wszystko z motywem kucyków Pony. Dlatego w tym roku nie miałam wątpliwości co do motywu przewodniego jej urodzin.
’Mój mały kucyk’ – był! I mały, i średni, i nawet całkiem duży, fioletowy kuc. Było kolorowo, bajecznie, zabawnie i rodzinnie. W tym roku postawiliśmy tylko na słodkości – tęczowy piętrowy tort, kolorowe deserki na bazie panacotty i pyszne, kucykowe babeczki.
Maja była przeszczęśliwa, kazała kilkakrotnie śpiewać sobie 'Sto lat’, z radością odpakowywała prezenty i testowała je ze swoim kuzynem. Fajnie patrzeć jak maluchy, które dopiero co leżały w kołyskach dokazują i coraz lepiej się dogadują. I pomyśleć, że już za rok dokazywać będzie ich czworo (już za parę/naście dni na świecie pojawi się mała kuzyneczka naszych dziewczynek)!
Mieć w domu trzylatkę… to duże wyzwanie. Trzeba się pilnować. Być konsekwentnym. Teraz jeszcze bardziej starać się być wzorem do naśladowania. Mieć cztery worki cierpliwości 😉 I dodatkowy jeden fantazji, gdy wszystkie metody zawodzą, a trzeba koniecznie coś szybko wyegzekwować.
Moja wspaniała córeczka jest z nami już trzy lata. Od kiedy zostałam jej mamą moje życie zmieniło się o 180 stopni. Światopogląd. Priorytety. Wszystko. Macierzyństwo zdefiniowało mnie jako człowieka i nie ma w tym ani grama przesady. Każdego dnia będąc mamą Mai i jej młodszej siostry poznaję swoje najlepsze i najgorsze cechy. Czasem sama siebie zaskakuję. Macierzyństwo to ekstrema. Wzloty i upadki, euforia i nieposkromiona troska. Dziś na którejś grupie natknęłam się na pytanie kobiety, która wahała się czy zdecydować się na dziecko. Pytała o to co dziecko zmienia w życiu na lepsze, a co na gorsze. Nie wiem jak potoczyła się dyskusja, ale każdej takiej (nie)mamie powiem: KURCZĘ! WARTO! Nawet najcięższy znój, gnój, brud i wkurzenie niweluje kilka uśmiechów. Wieczorny dotyk małych rączek. Szeptem wypowiedziane 'KOCHAM CIĘ MAMUSIU’. I choćby jutra miało nie być, dla takich chwil warto żyć. Bycie mamą to moja największa, najważniejsza życiowa rola. Byłam leniem, bywałam próżna, głupkowata i moje działania nie miały większego sensu. Teraz wszystko co robię – robię PO COŚ. Nie jestem sama. Mam dla kogo żyć i dla kogo się starać. Nawet jeśli każdy dzień przypomina kolejny, wiem po co to robię. Dla nich <3
Wszystkiego najlepszego córeczko!